środa, 19 marca 2014

Chcieć to móc? Eeeee....

Obijają mi się ciągle o uszy i oczy historie o pomaganiu.A to na FB jakaś akcja, a to na ścianie sklepu kartka wisi, a to znów ktoś mnie prosi o pieniądze.Wszędzie mamy potrzebujących pomocy.I są też tacy, którzy tej pomocy udzielają.Wszystko jedno z jakich pobudek,  jedni i drudzy wychodzą do drugiego człowieka.
Prawidłowość jest taka, że dzieje się to zwykle  w okolicznościach tak zwanego niedostatku.
Szkoda, że nie przychodzą wtedy kiedy im się wiedzie, kiedy spotkało ich coś radosnego, kiedy czują się ... no już chciałam napisać szczęśliwi, ale napiszę, kiedy czują się po prostu dobrze.
Nie wszędzie tak jest.
W społecznościach mniej, hm, cywilizowanych, nie zostawia się człowieka w nieszczęściu samego.W razie choroby czy pogrzebu zjawiają się najdalsi krewni.Przybywają , pocieszają , dokarmiają , doradzają.Są.
Ale kiedy urodzi się dziecko albo dwoje bierze ślub, oni wszyscy także, nie zapraszani wg listy czy jakiegoś klucza, pojawiają się żeby dzielić szczęście.
W mojej rodzinie nigdy na imieniny się nie zapraszało.Babcia piekła ciasto, dużo ciasta i po prostu wiadomo było że znajomi, sąsiedzi czy rodzina po prostu wpadali z życzeniami i każdy był goszczony.
Poznałam w późniejszym życiu rodzinę równoległą do swojej ( zwykle jest to rodzina tzw partnera życiowego ) obcy dla mnie ludzie, jednak moje dzieci są już wspólnym, rzec by można dziełem.
W tej, odległej od mojej  mentalności obowiązywała zasada: tego zaprosimy, a kogo nie. Motyw był jeden. Prezenty. Jeśli ktoś nie " rokował "  to nie był zapraszany.A jeśli prezent nie był odpowiedni, było to komentowane.Konsekwencje były takie, że grono znajomych było bardzo wąskie, a rodzina niezbyt dobrze ze sobą żyła.Jakieś dulszczyzny się cisną do głowy.
Żyłam w środku tego świata i usilnie się starałam swoim córkom przekazać  własny rodzinny system.Czy mi się udało?
Mimo dobrego przykładu z mojej strony, mimo konsekwentnego postępowania, złe wzorce zostały zaszczepione.
Ktoś, z kim czasem rozmawiam o ważnych rzeczach powiedział mi, że dobro w konfrontacji ze złem zwykle przegrywa.Jeśli są w takiej samej, powiedzmy wadze.Dał przykład chwastów.I rzeczywiście tak jest.Jeśli posiejemy roślinę pożyteczną i będziemy ja tylko podlewać to pierwsze wzejdą chwasty.Jeśli ich nie usuniemy, bardzo szybko zniszczą nam plon.

 Spokój odbiera mi świadomość zła , które zakorzeniło się w ich myśleniu.Takim złem jest  przekonanie, że WSZYSTKO I WSZYSTKICH MOŻNA KUPIĆ ZA PIENIĄDZE , TO TYLKO KWESTIA CENY.


Popatrzmy jak jest z pomaganiem.Takim najprostszym . Daję to jestem dobry, ba, lepszy.Czuję się lepiej bo przecież pomagam.
Przy okazji różnych zbiórek dla Afrykańczyków obserwuję ludzi.Tych którzy pomagają i tych obdarowanych.Jedni i drudzy czują się świetnie.To nic, że ktoś podaruje sukienkę którą i tak by wyrzucił.Wysiłek jej odszukania, dostarczenia, należy docenić.Ktoś tę sukienkę założy i być może polepszy sobie choćby nastrój.Być może zmieni swoja wdzięcznością cały swój świat.Tylko tyle.

Inny, dając będzie oczekiwał czegoś w zamian,To jest okropne.Demoralizuje obie strony.

Tak czy inaczej widzę bilans.Dobro rodzi dobro, a zło rodzi zło.Tylko to drugie ma łatwiej. Dlaczego? Dlaczego kiedy siejemy w ogródku kwiaty, to szybciej i bujniej wyrastają chwasty?

 Żeby coś tutaj osiągnąć nie wystarczy tylko zasiać i jak to niektórzy mawiają, bardzo chcieć . Trzeba wykonać ogromną świadomą pracę.

Nie zawsze osiągam zamierzony cel, czasami, zupełnie niechcący , mimowolnie rodzi się coś, czego nie przewidziałam, albo nie planowałam.I całe szczęście.Co byśmy robili mogąc wszystko przewidzieć ? Nawet boję się myśleć.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz